- Tata często rano wychodził na spacery do lasku za domem, ale szybko wracał, przebierał się i szedł na ósmą do pracy - mówi Sylwester Drzewiecki (28 l.), syn zaginionego.
Gdy pan Krzysztof wieczorem nie wrócił do domu, rodzina zawiadomiła policję. Na miejsce przyjechało kilkudziesięciu mundurowych, strażaków, pies tropiący. Zebrała się rodzina i przyjaciele, którzy ze łzami w oczach ruszyli na poszukiwania z nadzieją, że znajdą mężczyznę.
Zaczęli poszukiwanie od pobliskich okolic domu w Woli Mrokowskiej. Następnie krąg poszukiwań został poszerzony, ale po panu Krzysztofie nie było śladu. Poszukiwania zakończono o pierwszej w nocy, wczoraj zostały wznowione, ale też nie przyniosły żadnego skutku.
Rodzina i przyjaciele rozklejają plakaty i czekają na każdy sygnał. - To strasznie dziwne. Krzysiek był u mnie w weekend na działce - opowiada Halina Głąbała (59 l.), siostra zaginionego. - Chciałam, żeby został dłużej, ale on powiedział, że musi wracać, bo rano idzie do pracy. On jest bardzo sumienny - mówi kobieta. - Jak odjeżdżał dałam mu grzyby, które zebrałam koło mojej działki. Myślę, że on też chciał coś zebrać i poszedł do lasu ich szukać - załamuje się pani Halina.
- Tata nie chorował, nie miał żadnych problemów. W poniedziałek rano miał iść normalnie do pracy. Był umówiony z klientem. Coś złego musiało się stać. Tata planował najbliższy weekend z mamą u cioci na działce. Umawiał się z nami na wrześniowe wesele i miał wyjechać w góry, by odpocząć. Nie mógł uciec - wyjaśnia pan Sylwester.
Krzysztof Drzewiecki wyszedł z domu bez telefonu komórkowego, zegarka oraz dokumentów. Był ubrany w krótkie spodenki, koszulkę i miał założoną kamizelkę z kieszeniami z przodu. Każdy, kto widział Krzysztofa Drzewieckiego, jest proszony o kontakt z policją bądź rodziną pod nr. tel. 515 048 766 lub 508 245 203.