30 listopada Julka, jak co dzień rano wyszła z domu do szkoły. Zarzuciła na ramiona plecak, powiedziała: Do zobaczenia. Kiedy nie wróciła po lekcjach, rodzice zaczęli jej szukać. Dzwonili do jej koleżanek i kolegów, ale nikt nie wiedział, gdzie jest. Przerażeni zawiadomili policję o zaginięciu córki. Od tego momentu minęły prawie trzy tygodnie, a Julka nie dała znaku życia. Policja ustaliła, że telefon dziewczynki logował się 500 km od domu. Nie wiadomo, czy ktoś miał komórkę nastolatki, czy to ona odjechała tak daleko.
- Juleczko, wróć do domu - błaga Marcin Malczuk. - Bardzo się martwimy o twoje zdrowie. Jeżeli nie pojedziesz do szpitala, możesz gorzej się rozchorować i umrzeć. Bardzo nam ciebie brakuje. Twój młodszy braciszek ciągle pyta, kiedy się z nim pobawisz - dodaje.
Julka była ułożoną dziewczynką, dobrze się uczyła i zawsze po lekcjach była w domu o czasie. Nigdy nie sprawiała kłopotów. Jej rodzice odchodzą teraz od zmysłów, bo rozważają różne hipotezy jej zniknięcia.
Dziewczyny szuka policja. Znajomi nastolatki na portalach społecznościowych opublikowali informacje o jej zaginięciu. Odzew jest ogromy, ale po Julce nie ma śladu. Rodzice dziewczynki błagają o pomoc w jej odnalezieniu.
Zobacz: Kanibal z Niemiec ZJADŁ penisa i jądra Polaka! Sąd chce wyższej kary