Trzy nastolatki z Tryńczy: Klaudia, Ania i Dominika zaginęły 25 grudnia w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Wyszły z domu, do którego niestety już nigdy nie wrócą. W piątek 29 grudnia, po czterech dniach poszukiwań, odnaleziono ich ciała. Jak doszło do zdarzenia? Co wydarzyło się po wyjściu trzech dziewczyn z domu? Rekonstrukcja zdarzeń.
Wszystko zaczęło się w Boże Narodzenie około 16.00. Trzy dziewczyny (Klaudia oraz jej dwie koleżanki, które były siostrami) powiedziały w domu, że idą z kolegami na pizzę. Nikogo z domowników nie zdziwił fakt, że najbliższa, lokalna pizzeria jest w święta zamknięta. Późnym wieczorem tego samego dnia dziewczyny wraz z dwoma starszymi kolegami widziano na stacji benzynowej w Wólce Małkowej, która leży niedaleko Tryńczy.
Na drugi dzień, czyli 26 grudnia rodzeństwo dziewczyn zaczęło poszukiwania na własną rękę, pytali znajomych, ale bez skutku, nikt nic nie wiedział. Dopiero kolejnego dnia 27 grudnia w środę rodzice dziewczyn zgłosili zaginięcie córek na policję. Policja zaczęła poszukiwania, a strażacy już o 6.00 zaczęli przeczesywać brzeg rzeki Wisłoka kilkaset metrów od domu dziewczyn. Natrafili na ślady kół które urywały się na brzegu. Ściągnęli łódź z sonarem.
I właśnie około 16.00 dokonali przerażającego odkrycia. Z dna rzeki Wisłok wyłowili wrak samochodu, o którego w Boże Narodzenie wsiadły nastoletnie Dominika, Ania i Klaudia. Przeszukiwania rzeki trwały długo, ze względu na złe warunki atmosferyczne, było chłodno, a dno rzeki jest tam zamulone. W samochodzie odkryto ciała pięciu osób: trzech nastolatek i ich dwóch znajomych.
Zobacz: Poszukiwania zaginionych nastolatek. Znaleziono samochód w rzece Wisłok