Zaginięcie Piotra Kijanki. W środę, 31 stycznia, płetwonurkowie przez trzy godziny przeszukiwali Wisłę przy stopiniu wodnym Dąbie. Niestety nie trafili na żaden ślad 34-latka. - Nurek musi zejść na dno i sprawdzić, czy przy kratach (osłaniających turbiny - red) nie znajduje się ciało człowieka. Moglibyśmy to sprawdzić za pomocą sonaru, ale akurat w tym miejscu jest górka, znajduje się tam też spora ilość obiektów, więc istnieje ryzyko przeoczenia ciała. Nurek będzie dotykał krat, ponieważ w tym miejscu jest bardzo słaba widoczność - powiedział Maciej Rokus, który nadzoruje akcję.
Jak poinformował rzecznik małopolskiej policji Sebastian Gleń, strażacy, którzy wczesniej przeczasali Wisłę, nie wykluczyli w 100 proc. obecności zwłok w rzece, ale wskazali na "bardzo duże prawdopodobieńsktwo", że się one tam znajdują. – Ponowne poszukiwania nie zaszkodzą, a mogą pomóc – ocenił Gleń przed rozpoczęciem akcji płetwonurków.
Piotr Kijanka zaginął 6 stycznia w Krakowie. Tego dnia wraz ze znajomymi na mieście światował urodziny swojej ciężarnej żony. Pani Agnieszka wczesniej wróciła do domu, w którym czekał na nią 2-letni syn. Piotr z restauracji wyszedł przed północą. W poszukowania Kijanki zaangażowały się służby, rodzina i znajomi, a także liczni internauci nadal nie wiadomo, co się stało z 34-latkiem.