- Chodziłam od drzewa do drzewa. Spałam pod choinką i piłam wodę z kałuży - opowiada dziewczynka, która przez sześć długich dni i nocy tułała się samotnie po lesie. 10-latka dochodzi do zdrowia w szpitalu w Suwałkach. Choć ma odmrożone stopy, to jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Sprawę zaginięcia dziecka wciąż bada policja.
- Cały czas byłam w lesie - powiedziała szczęśliwie odnaleziona Karinka Karwowska (10 l.) swojej mamie, Małgorzacie (45 l.), zaraz po tym, jak wyziębiona i głodna trafiła na oddział chirurgii dziecięcej szpitala w Suwałkach (woj. podlaskie). Cierpiąca na epilepsję 10-latka zaginęła przed tygodniem, gdy wybrała się na grzyby, do lasu tuż obok swojego domu.
Przeczytaj koniecznie: Rzepiski: Zaginęła chora na padaczkę 10-letnia Karina
Dziewczynka jest w szoku, wygłodzona, pogryziona przez kleszcze (w jej ciele znaleziono aż 16 tych pasożytów) i ma bardzo poważnie odmrożone stopy.
Na krok nie opuszcza jej mama, której opowiedziała o swoich strasznych przeżyciach. - Nie wierzę, że Karinka tułała się po lesie. Ktoś ją porwał i przetrzymywał - mówi z przekonaniem matka dziecka, ale policja na razie tego nie potwierdza.
Śledztwo w toku, przestępstwo nie jest wykluczone
- Śledztwo jest w toku, jednakże wstępnie wykluczamy, że dziecko padło ofiarą przestępstwa - wyjaśnia podinsp. Andrzej Baranowski (41 l.), rzecznik prasowy podlaskiej policji.
Akcja poszukiwawcza 10-latki miała wyjątkowo dramatyczny przebieg. Nadzieja na odnalezienie żywego dziecka malała z każdą godziną, ponieważ w nocy temperatura spadała poniżej zera. Karinki szukało ponad 200 policjantów, strażaków, leśników i mieszkańców wsi. W poszukiwaniach wykorzystano śmigłowce, kamery termowizyjne i samolot bezzałogowy.
Rodzice, którzy próbowali odnaleźć córeczkę na własną rękę, odchodzili od zmysłów. Zdesperowani, prosili o pomoc nawet jasnowidza. Niestety, wszystko nadaremnie... I wtedy stał się cud! Po sześciu dniach i nocach, brudną i wyczerpaną Karinkę, idącą poboczem szosy w pobliżu jej rodzinnej wsi, zauważyła przejeżdżająca tamtędy kobieta, która odwiozła dziecko na policję.
Marzanna Ejlak (55 l.), lekarz z oddziału chirurgii dziecięcej szpitala w Suwałkach: - Po tym, co ta dziewczynka przeżyła, należy uznać, że jej stan ogólny jest dość dobry. Jest wystraszona, osłabiona i wciąż narażona na infekcje. Niepokojący natomiast jest stan stóp dziecka. Odmrożenia są bardzo poważne, ale jest jeszcze za wcześnie, aby cokolwiek wyrokować.