To miał być najważniejszy rok w życiu Katarzyny. Zdała wreszcie maturę, jesienią chciała rozpocząć studia. W czerwcu miała przed sobą perspektywę wspaniałych wakacji. Na początek postanowiła odwiedzić koleżankę w Zduńskiej Woli. Tak przynajmniej obwieściła rodzicom, wychodząc z domu...
Jednak do koleżanki nigdy nie dotarła. Znajomym, których spotkała na peronie dworca PKP w Sieradzu, powiedziała, że jedzie do Wrocławia.
Ostatni kontakt z rodziną to telefon do brata Bartosza. Zadzwoniła do niego i powiedziała, że jest w Zduńskiej Woli. Kłamała. Jak później ustaliła policja, dzwoniła z Wrocławia.
Kiedy dziewczyna nie wróciła do domu, jej rodzice zgłosili zaginięcie na policji. Do tej pory jednak poszukiwania nie przynosiły rezultatu. Do minionego poniedziałku. Wtedy we wsi Pasikurowice pod Wrocławiem znaleziono ludzkie szczątki. Niedaleko od tego miejsca leżała torebka, telefon i dokumenty należące do Kasi. Znalezione szczątki nie pozwalały na identyfikację.
- Do ustalenia tożsamości potrzebne będą badania DNA - mówi prok. Jakub Przystupa z prokuratury okręgowej.
Rodzina Kasi i jej znajomi mają nadzieję, że dziewczyna żyje i nic jej nie jest. A torebkę po prostu zgubiła...