Piotr i Lucyna (33 l.) byli dobrym małżeństwem. Z sześciorgiem dzieci - Wiktorią (13 l.), Przemkiem (11 l.), Kubą (9 l.), Patrycją (7 l.), Dżesiką (5 l.) i Dagmarą (1,5 l.) - tworzyli szczęśliwą rodzinę. Ona zajmowała się domem, on pracował w pieczarkarni. Od 10 lat mieszkali w domu w Zagórzu (woj. zachodniopomorskie) sami, bo teściowa pana Piotra - Maria W. - z młodszymi dziećmi wyniosła się do Lublina. - Pojechała za facetem i ślad po niej zaginął. Nie obchodziło jej, jak sobie radzimy. Mnie mogła nie lubić, ale żeby nie interesować się córką i wnukami?! - mówi pan Piotr.
Sprawdź też: Pan Zdzisław: Teściowa się dla mnie poświęciła i oddała za mnie życie!
- I nagle tydzień przed śmiercią Lucynki się zjawiła. Zamiast córkę wesprzeć w tych ostatnich dniach życia, to jeszcze się z nią pokłóciła. Poszło o to, że chciała sobie przywłaszczyć sprzęty domowe, które kupiliśmy. Oznajmiła, że wraca na dobre i teraz to ona będzie ustalać reguły w tym domu. Maria W. zajęła największy pokój, dwa mniejsze zostawiła Terpiłowskim. - Awanturuje się o wszystko. Czepia się o każdą palącą się lampkę, o każdy zużyty litr wody, choć płacę rachunki - rozkłada ręce pan Piotr. Próbowaliśmy skontaktować się z jego teściową - bezskutecznie.
W desperacji mężczyzna poprosił o pomoc gminę. - Znalazła dla nas lokum, ale wymaga remontu. Jakieś 50-60 tysięcy złotych trzeba by wydać, a ja po śmierci żony nie wróciłem do pracy, bo musiałem zająć się dziećmi. Z zasiłków mamy wszystkiego 2 tysiące złotych. Chcę iść do pracy, ale z teściową pod jednym dachem dzieci nie zostawię...
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail