Kajmany pełzały u jej stóp, groźne krokodyle nilowe wyciągały głodne pyski, a bardzo rzadkie i piękne krokodyle kubańskie - chluba warszawskiego herpetarium (czyli "gadziarni" w zoo) - ze smakiem chwytały surowe mięso i ryby ze szczypiec, którymi podawała je nasza Czytelniczka.
- Na początku myślałam, że karmienie krokodyli to pestka - opowiadała Aneta. - Ale szybko okazało się, że to nie takie proste! Byłam nieco wystraszona, ale bardzo zadowolona. Najmilej wspominam niewielkie kajmany - kontynuowała dziewczyna.