To, co zrobiła Ewa Ch. (42 l.) z Warszawy wstrząsnęło całą Polską. Tydzień temu policja w jej ogrodzie odkryła zakopane w dwumetrowym dole ciało 9-letniego dziecka. To była Dorotka, jej niepełnosprawna córka, której los od trzech lat był nieznany. Przyciśnięta przez funkcjonariuszy Ewa Ch. wyznała, że to ona zakopała dziecko. Choć ciążą na niej zarzuty spowodowania śmierci dziecka, kobieta jest na wolności. Swą mroczną tajemnicę zgodziła się zdradzić dziennikarzom "Super Expressu".
Przeczytaj koniecznie: Warszawa: Matka winna śmierci Dorotki
W jej oczach nie ma żalu
Twarz Ewy Ch. nie zdradza żadnych emocji. Mówi, że kochała swoją córkę, ale próżno szukać w jej oczach żalu. O tym, że zakopała Dorotkę w ogrodzie, mówi bez skrępowania. Co więc zdarzyło się blisko trzy lata temu w jej domu? - To było 6 czerwca 2007 r. Właśnie karmiłam Dorotkę mleczkiem z butelki ze smoczkiem, gdy nagle się zachłysnęła i po prostu udusiła - opowiada kobieta. - Pamiętam to jak dziś, było ciepło i kwitły jaśminy - dodaje.
Skoro to był wypadek, dlaczego nie zadzwoniła na pogotowie, a zamiast tego zdecydowała się pochować dziecko w ogrodzie? - Chciałam mieć ją blisko siebie. Dlatego nie zrobiłam małej normalnego pogrzebu - mówi.
Nie przekonuje to prokuratury, która postawiła Ewie Ch. zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. - Na razie sekcja zwłok wykazała, że kości dziecka nie były łamane, czyli Dorotka nie była bita przed śmiercią - powiedział prokurator Dariusz Ślepokura z warszawskiej Prokuratury Okręgowej. Pełny obraz tego, jak zmarła Dorotka, będzie znany jednak dopiero za kilka tygodni, kiedy to poznamy wyniki badań toksykologicznych. Będzie wtedy wiadomo czy dziecko było otrute i czy matka rzeczywiście przyczyniła się do jego śmierci, nie podając leków (dziecko cierpiało na wodogłowie).
Powtarza, że kochała
Tymczasem Ewa Ch. upiera się przy swojej wersji wydarzeń. Przekonuje, że kochała Dorotkę.
- To był mój aniołek, jedyna córeczka, tak ją kochałam - wyznała "Super Expressowi". I trudno w to uwierzyć, pamiętając to, co zrobiła.