W rękach porucznika Artura Wosztyla - pilota rządowego Jaka-40 i dwóch pozostałych członków załogi leżało życie 32 osób obecnych na pokładzie samolotu. Mimo ostrzeżeń o pogarszającej się pogodzie w Smoleńsku piloci z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego zdecydowali się lądować na lotnisku w Smoleńsku. Doskonale zdawali sobie sprawę, że warunki są poniżej bezpieczeństwa jednak posadzili maszynę na ziemi.
Patrz też: Kpt. Protasiuk pokłócił się z gen. Błasikiem przed wylotem do Smoleńska? NOWE nagranie z lotniska Okęcie
Z ustaleń komisji Millera wynika, że gdyby Jak-40 odleciał na inne lotnisko, nie byłoby takiej presji, by Tu-154M podchodził do lądowania. Okazuje się także, że rosyjski samolot transportowy Ił-76, który lądował przed Jakiem, przeleciał w gęstej mgle tylko 6 m nad płytą lotniska. Niewiele brakowało a rozbiłby się o Jaka-40.
Opierając się na wiedzy zebranej w toku polskiego śledztwa, a także wyników prac Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego gen. Lech Majewski złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa poprzez naruszenie przepisów wykonywania lotów.