Katarzyna i Jakub (31 l.) Witczakowie z Włocławka starali się o dziecko przez rok. Byli szczęśliwi, kiedy dowiedzieli się, że będą mieli synka. Ciąża przebiegała bez większych problemów, zbliżał się termin porodu. - Mąż jest marynarzem, to ja przygotowywałam pokój dla Adasia - mówi pani Katarzyna. - Kupiłam łóżeczko, wózek, ubranka, pieluchy. Sama skręciłam kołyskę. Czekałam tylko na męża - wspomina. - Byłem na statku, ale w pracy poszli mi na rękę i przed 28 sierpnia wróciłem do domu - dodaje pan Jakub.
Tego dnia pojechali do szpitala. - Wierzyłam, że jestem pod dobrą opieką, wrócę wkrótce z Adasiem - mówi Katarzyna Witczak. Specjalista, który wykonywał jej badanie USG, stwierdził, że ma za mało wód płodowych. Wezwał lekarza. Ten jednak, mimo wyznaczonego terminu, nie zatrzymał ciężarnej w szpitalu, nie wykonał zabiegu cesarskiego cięcia. - Usłyszałam, że mam wracać do domu, do męża. Mamy uprawiać seks, co przyspieszy poród - złości się pani Katarzyna.
Czytaj również: SZOKUJĄCE fakty! Śmierć bliźniaków to nie wyjątek! Lekarka z Włocławka była skazana za śmierć płodu
Następnego dnia znowu stawiła się w szpitalu. Na cesarkę czekała kilka godzin. Synek nie dożył zabiegu. To był cios. Rodzice wpadli w rozpacz. Później apatię. Dopiero kilka dni temu, kiedy usłyszeli o śmierci bliźniąt w tym samym szpitalu, poszli na policję. - Złożyliśmy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarzy. Chcemy wiedzieć, czy nie zaniedbali swoich obowiązków - tłumaczy Jakub Witczak. - W tej sprawie zostało wszczęte śledztwo pod kątem błędu w sztuce lekarskiej - potwierdza Jan Stawicki, szef Prokuratury Okręgowej we Włocławku.
Zobacz też: Skandal! Bliźniaki z Włocławka nie żyją, bo lekarz nie zrobił USG! W prywatnym gabinecie takich badań wykonuje setki