– Ludzi chorych psychicznie nie zamyka się w więzieniu, ich się leczy. Prokuratura przedstawiła 34-latkowi zarzut sprowadzenia zdarzenia zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach, sąd wydał nakaz aresztowania. Wszystko to po tym, jak 22 grudnia 2018 r. chciał podpalić stację benzynową w Gliwicach przy ul. Toszeckiej. Aresztowany był obserwowany przez psychiatrów. Stwierdzili, że gdy wzniecał ogień na stacji benzynowej, był niepoczytalny. Lekarze uważają, że z powodu choroby na którą cierpi, może dopuścić się jeszcze raz takiego czynu – informuje prokurator Joanna Smorczewska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Jak długo podpalacz może przebywać w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym? Prawo tego nie określa. Będzie w nim przebywał dotąd, dokąd lekarze nie stwierdzą u pacjenta takiej poprawy zdrowia, która rokuje tym, że nie popełni dopóki ponownie „czynu zabronionego o znacznej społecznej szkodliwości”.
22 grudnia 2018 r. gliwiczanin tuż przed północą podpalił drzwi wejściowe do stacji paliw oraz drewno kominkowe eksponowane przed budynkiem. Potem ruszył w stronę dystrybutorów, oblał benzyną dwa z nich i podpalił. Już chciał podsycić ogień benzyną z pistoletu do tankowania. Na szczęście pracownicy zdążyli wyłączyć dopływ paliwa. Jednocześnie zawiadomili policję i ruszyli gasić pożar. Pijanego piromana (1,5 promila) policja musiała stanowczo uspokajać, bo gość był agresywny w stosunku do mundurowych. Wówczas spekulowało się, że wzniecił ogień na stacji dlatego, że nie chciano mu sprzedać, w sklepiku na stacji, wódki. Po kilku miesiącach okazało się, że mężczyzna cierpi na taką chorobę, która sprawia, że nie wie się, co się robi.
Polecany artykuł: