To rodzinny, wielopokoleniowy dom, w którym wychował się płk Przybył. Mieszka tu z żoną i dwoma synkami, a także z rodzicami, emerytowanymi nauczycielami. Teraz, po postrzale prokuratora w czasie konferencji prasowej, jego bliscy mogą liczyć na ochronę i opiekę wojska. Dwóch rosłych wojskowych patroluje okolicę i strzeże bezpieczeństwa rodziny. Ale już wcześniej Mikołaj Przybył próbował chronić najbliższych: zamontował przeciwwłamaniowe rolety na oknach i monitoring. Prokurator dzień po samookaleczeniu w rozmowie z dziennikarzami stwierdził, że jego życie było zagrożone.
- Mogłem pogodzić się z tym, że demolowali mi samochód, że odkręcono mi koła chcąc, bym się zabił. Wiem, że za moją głowę była nagroda - milion złotych. Mogłem się pogodzić z tym, że zabito mi psa. Nie mogłem się pogodzić z bezpodstawnym atakiem, z zarzucaniem nam nieprawidłowego lub bezprawnego działania - powiedział Przybył dziennikarzowi jednej z agencji prasowych. Otrucie psa potwierdza jedna z sąsiadek rodziny. - To był piękny owczarek niemiecki, podpalany. Wabił się Egir i pułkownik chodził z nim na długie spacery - mówi kobieta. Pies, jak opowiadał prokurator sąsiadom, został nagle otruty pod koniec ubiegłego roku.
- Nikt nie miał wątpliwości, że to otrucie, bo zdrowy, młody pies nagle nie zdycha tak po prostu - mówi kobieta. Na mieszkańców willowego osiedla, na którym mieszka pułkownik, padł blady strach. - Skoro tu stoją ci żandarmi, to znaczy, że są jakieś powody. Oby już nic więcej złego się nie stało - mówią.