Ten dobry i sympatyczny chłopak, jedyny syn swoich rodziców, miał niewyobrażalnego pecha i zginął w potwornym wypadku samochodowym. Spowodował go pijany w sztok kierowca audi, do którego tak chętnie wsiadł Łukasz.
Chłopak śpieszył się do koleżanki, z którą był umówiony w jej domu, we wsi Krzywda. Miał do pokonania 25 km, a ostatni autobus właśnie mu uciekł. Łukasz stał bezradnie na poboczu i zastanawiał się, co robić. Postanowił złapać stopa. I właśnie wtedy, na jego zgubę, na drodze pojawiło się audi jego sąsiada Grzegorza G. (18 l.). W nim, oprócz kierowcy, była jeszcze trójka pasażerów.
Łukasz bardzo się ucieszył, kiedy usłyszał, że mogą go podrzucić do Krzywdy. Zadowolony wskoczył na tylne siedzenie. Nie przypuszczał, że to jego ostatnie chwile na tym świecie.
Grzegorz G. jechał bardzo szybko. Nagle na łuku drogi stracił panowanie nad kierownicą. Auto pełne ludzi z ogromną siłą uderzyło w betonowy mur. Po chwili stanęło w płomieniach. Łukasz zginął na miejscu. Kierowca i trójka pozostałych pasażerów doznała jedynie niegroźnych obrażeń. Kiedy przyjechała policja, okazało się, że Grzegorz G. był pijany, miał 1,6 promila. Wyszło też na jaw, że ten idiota bez wyobraźni pędził autem, choć nie miał do tego prawa, bo w ubiegłym roku policjanci za jazdę po kielichu zabrali mu prawo jazdy.
- Przez tego łotra straciłam jedynego synka, skarb mojego życia - zanosi się płaczem Barbara Izdebska (57 l.), matka Łukasza. - To był taki dobry chłopiec. Zawsze zrobił to, o co go poprosiłam - dodaje zdruzgotana, że już nie ujrzy swojego ukochanego syna.
Grzegorzowi G. za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi do 12 lat więzienia.