Przypomnijmy, chodzi o opisywaną przez "Super Express" jakiś czas temu sprawę sędzi Ewy Lisowiec. W maju 2016 r., jadąc swoim fordem focusem, wymusiła pierwszeństwo i uderzyła w prawidłowo jadącego na rowerze mieszkańca Torunia. Mimo to, w postępowaniu dyscyplinarnym inni sędziowie nie doszukali się winy toruńskiej sędzi i nadal chroni ją immunitet. Dlaczego? Odpowiedź znaleźliśmy w uzasadnieniu odmowy zezwolenia na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej sędzi. "Super Express" dotarł do pisma z 7 grudnia 2016 r. (uchwały Sądu Apelacyjnego w Szczecinie), którego treść, delikatnie mówiąc, jest kontrowersyjna. Jak sędziowie bronią swojej koleżanki po fachu? "Po zdarzeniu sędzia kilkakrotnie dzwoniła do pokrzywdzonego, interesowała się jego stanem zdrowia i przepraszała, a ten przeprosiny przyjął. Poszkodowany przyjął tytułem zadośćuczynienia i odszkodowania, z polisy OC kierowcy, łączną kwotę 3 666 złotych (.) Uwzględniając powyższe, Sąd Dyscyplinarny orzekł, iż stopień szkodliwości czynu, którego dopuściła się sędzia, jest znikomy. Dlatego podjęto uchwałę nie zezwalającą na pociągnięcie Pani Sędzi do odpowiedzialności karnej. Zdaniem Sądu Dyscyplinarnego toczące się postępowanie dyscyplinarne przeciwko sędzi spełni swoją funkcję prewencyjną i będzie wystarczającą przestrogą na przyszłość" - czytamy w dokumencie. Innego zdania jest jednak prokuratura krajowa, która złożyła odwołanie w sprawie do Sądu Najwyższego. Zdaniem śledczych, czyn popełniony przez sędzię Lisowiec nie zasługuje na miano "znikomego".
Zapłaciła 3600 zł i nie straciła pracy
2017-03-13
5:00
To się nazywa sprawiedliwość! Toruńska sędzia Ewa Lisowiec, która spowodowała wypadek, uniknęła odpowiedzialności tylko dzięki swoim kolegom po fachu. Sędziowie sądu apelacyjnego w Szczecinie, którzy zajmowali się jej sprawą, uznali, że "stopień społecznej szkodliwości czynu, którego dopuściła się sędzia, jest znikomy", a zadośćuczynienie z polisy w kwocie 3,6 tys. zł jest wystarczające...