Nastoletni kieszonkowiec z Katowic okradł kilkadziesiąt starszych kobiet i chodzi wolny. Choć policjantom udało się złapać bezdusznego bandziora, ten nie trafił za kraty, bo jest za młody. Odstawiono go do domu dziecka, skąd nawiał po dwóch godzinach. Teraz znów jest poszukiwany.
- W tej sytuacji nic więcej nie możemy zrobić, bo takie jest prawo - rozkłada ręce Jacek Pytel (42 l.) z katowickiej policji. - Nie mamy możliwości zatrzymania tego chłopaka w areszcie. Mamy obowiązek go złapać i przewieźć do domu dziecka. Dopiero sąd rodzinny może zadecydować o umieszczeniu go w ośrodku o bardziej zaostrzonym rygorze. Niestety, kiedy dojdzie do rozprawy, nie wiadomo - dodaje policjant.
Atakował wyłącznie bezbronne staruszki
Choć Mateusz S. (16 l.) nie wygląda na zbira, życie uprzykrzył już dziesiątkom osób. Grasował w centrum miasta, głównie na dworcu autobusowym i kolejowym. Na swoje ofiary wybierał wyłącznie bezbronne staruszki. Kiedy wsiadały do autobusu, pociągu lub tramwaju, natychmiast atakował.
Najczęściej przecinał torebki i wyciągał z nich portmonetki. Nieraz jego łupem padały całe emerytury. Czasem po prostu wyrywał swoim ofiarom torebki lub zrywał z szyi łańcuszki. Chłopak włamywał się również do samochodów. Łupy sprzedawał zwykle przypadkowym osobom, a pieniądze wydawał na alkohol, papierosy i zabawę w salonach gier.
Po ucieczce pojawił się u swoich dziadków
Mateusz S. w tym tygodniu wpadł w ręce policjantów. Przyznał się do kradzieży. Wczoraj funkcjonariusze odstawili go do domu dziecka, skąd uciekł już po dwóch godzinach.
Jak ustalili nasi reporterzy, Mateusz S. po ucieczce pojawił się u swoich dziadków. - Przyszedł na chwilę, ale co my mu możemy zrobić - rozkłada bezradnie ręce pan Jerzy (58 l.), dziadek Mateusza. - Gdybyśmy go nie wpuścili, to by nam drzwi wykopał. Mało to razy już tak robił... - wzdycha mężczyzna.
Dziadkowie kieszonkowca rok temu poprosili sąd, aby zwolnił ich z obowiązku opieki nad chłopakiem. Zrozumieli, że wychować go na porządnego człowieka już nie potrafią.
- Przestał do szkoły chodzić. Nic, tylko by kradł - mówi ze smutkiem pani Halina (60 l.), babcia nieletniego przestępcy. - Najlepiej dla niego, żeby go gdzieś zamknęli, bo inaczej, to całkiem życie sobie zniszczy, a i innym narobi krzywdy - dodaje.
Choć jest groźny, pozostaje bezkarny
Do czasu, gdy sąd rodzinny nie postanowi o umieszczeniu Mateusza S. w poprawczaku, kieszonkowiec praktycznie pozostanie bezkarny. Nie wiadomo, jak długo jeszcze będzie siał postrach na katowickich przystankach. Do czasu ukończenia 17 lat nie grozi mu więzienie.