Kilkanaście dni później w jednym ze sklepów jubilerskich pojawił się mężczyzna, który zaoferował do sprzedaży skradzione przedmioty. A że w środowisku jubilerów o napadzie było już głośno, właściciel zapamiętał jego twarz. Okazało się, że to paser, który kupił kosztowności od złodziei.
- Wtedy policjanci skupili się na odnalezieniu głównego sprawcy napadu - mówi Joanna Kącka (38 l.) z łódzkiej policji. Okazał się nim Adam B. (30 l.). Uciekł jednak za granicę. Wrócił dopiero teraz, kiedy wydawało mu się, że sprawa przycichła. Niemal natychmiast został zatrzymany. Sąd aresztował go już na trzy miesiące. Grozi mu do 12 lat więzienia.
- To on podczas napadu był najbardziej agresywny wobec pokrzywdzonych kobiet - mówi Kącka. - Ważący ponad 100 kg napastnik brutalnie pobił jedną z ofiar. Policjanci szukają jeszcze jego wspólnika.
Beata W. i jej mama mieszkają w jednym z bloków na osiedlu Retkinia w Łodzi. Od wielu lat prowadzą salon jubilerski. Część wyrobów ze złota przechowują w domu. Rano 6 czerwca, gdy wychodziły do pracy, do ich mieszkania wtargnęło dwóch oprychów. - Od jednego z nich dostałam pięścią w twarz - opowiada Beata W. - Upadłam na podłogę i straciłam przytomność.
W tym czasie drugi z napastników pastwił się nad jej matką. Odgłosy szamotaniny usłyszał jeden z sąsiadów, który postanowił sprawdzić, co się dzieje. Być może to uratowało kobietom życie. Na widok mężczyzny sprawcy chwycili leżącą na widoku biżuterię i uciekli.