Gdy w piątek rano, jak co dzień, Kamila Wdowińska (22 l.) pożegnała się z rodziną i zamykając za sobą drzwi wyszła do pracy, nikt z jej najbliższych nie mógł spodziewać się, że widzi ją ostatni raz.
Dziewczyna była fryzjerką, pracowała w jednym z częstochowskich salonów. Około godziny 18-19 Kamila skończyła pracę i jak zwykle postanowiła przemierzyć drogę do domu pieszo. Niestety, nigdy do niego nie dotarła.
Rodzina Kamili przez całą noc odchodziła od zmysłów. - Córka wracała do domu zawsze około 20.00. Nigdy się nie spóźniała - wyznaje pani Krystyna, matka dziewczyny.
Makabryczne odkrycie
Nadzieja na to, że Kamila odnajdzie się cała i zdrowa, zgasła następnego dnia, w sobotę. Mężczyzna spacerujący z psem w okolicach wiaduktu przy ul. Niepodległości zauważył w przepływającej pod nim rzeczce Stradomce ciało młodej kobiety. Przechodzień natychmiast wezwał policję. Jeszcze tego samego dnia było wiadomo, że to ciało Kamili. - Córka chodziła przez wiadukt. Nieraz jej mówiłam, żeby zmieniała drogę, tak bardzo się o nią bałam... Ale ona mnie nie słuchała - pani Krystyna zanosi się od płaczu.
Pierwsi świadkowie, którzy zgłosili się do częstochowskiej policji, mówią o tym, że w piątek wieczorem na wiadukcie przy Niepodległości widzieli zaparkowany samochód na światłach awaryjnych. Obok niego stało dwóch mężczyzn, a w ich stronę szła młoda kobieta ubrana w białą kurtkę. Taką samą, jaką feralnego dnia miała na sobie Kamila. Jednak ani charakterystycznej kurtki, ani torebki Kamili w kolorze ciemnego złota jeszcze nie znaleziono. Wciąż nie wiadomo, komu zależało na tym, żeby zabić dziewczynę.
Podwójne morderstwo
Sekcja zwłok wykazała, że zabójca zadał dziewczynie kilka ciosów nożem, po czym jej ciało wrzucił do rzeki. Także dopiero podczas sekcji zwłok ustalono, że Kamila była w szóstym miesiącu ciąży, a morderca zabijając ją, zabił także nienarodzone maleństwo. Jej rodzina nie miała o ciąży pojęcia. - Nawet nie wiedziałam o żadnym chłopaku Kamili. Ona tyle pracowała, nie miała czasu na chłopaka... - kobieta wciąż jest w szoku. - Była bardzo wesoła, nieraz mówiliśmy jej: "Kamila, tobie nic się nie stanie". Jak wracała z pracy, słychać ją było już z ulicy. Ze wszystkimi rozmawiała, nie bała się ludzi. Była bardzo ufna - wyznaje zrozpaczona matka. - Błagam, pomóżcie nam poznać prawdę. Muszę dowiedzieć się, kto zabił moją córeczkę i dziecko, które nosiła pod sercem... - apeluje matka Kamili.