Ornitolodzy, którzy obejrzeli krajobraz po polowaniu i oszacowali straty są oburzeni. Jak można było dopuścić do takiej jatki? Około tysiąca ptaków spadło w chaszcze, wystraszonych z kryjówek i siedlisk, trafionych ołowiem z myśliwskich strzelb.
Dziesięć dni pod koniec października trwało polowanie na ptaki w okolicy wsi Nowa Pasłęka (warmińsko-mazurskie). Strzelało sześciu Włochów, którzy wykupili sobie krwawe łowy organizowane przez lokalne koło łowieckie „Mewa”.
Okazuje się, że zarząd koła nie zna podstawowych przepisów dotyczących polowań i najwyraźniej uważa, że za stosowną opłatą można strzelać wszędzie. Tymczasem artykułu 53 ustawy łowieckiej mówi, że 5 kilometrów od brzegu morskiego w głąb lądu na ptactwo polować nie wolno. Miejsce gdzie urządzono rzeźnie służy ptakom za teren odpoczynku – przystanku w podróżach z północy na południe i na zachód. Ptasia mekka stała się dla polujących tarczą strzelniczą. Upolowanie spłoszonych ptaków było tu dziecinnie proste i nieludzko okrutne.
Gęsi już wszystkie po wyroku
Ginęły gęgawy, gęsi białoczelne i zbożowe, wabione urządzeniami naśladującymi wydawane przez nie odgłosy. To niedopuszczalne, a przekroczeń prawa łowieckiego było w trakcie dziesięciodniowej makabry znacznie więcej. Strzelano do piskląt, porzucano martwe ptaki, a bez polskiego przewodnika polowano chaotycznie, przykładając się tylko do zabijania.
Zdaniem ornitologów monitorujących ten obszar, polowanie było sprzeczne z polskim prawem łowieckim. Na policję wpłynęło powiadomienie od nich, mówiące o złamaniu prawa, za które w tym wypadku grozi do 5 lat więzienia. Koło łowieckie broni się twierdząc, że wymogi prawa zostały zachowane, a myśliwi mieli wymagane zgody na odstrzał ptaków. Odstrzelili więc, wyjechali i nie ma sprawy.
Myśl ministerialna w toku
Według Urzędu Morskiego w Gdyni Zalew Wiślany to obszar morski, a jego linia brzegowa jest linią brzegową morza, o czym wyraźnie mówi ustawa o obszarach morskich Rzeczypospolitej Polskiej i administracji morskiej. Skoro tak, do polowania w okolicy Nowej Pasłęki nie powinno dojść, było nielegalne i okrutne. Policja badająca sprawę wystąpiła o opinię również do Ministerstwa Środowiska. Biorąc pod uwagę pozytywny stosunek tego resortu do myśliwych i polowań w ogóle, postawienie komukolwiek zarzutów stoi pod znakiem zapytania. Winnych rzezi w Zalewie nie ma więc na razie żadnych. I tylko ptaków żal.