- Każdego dnia przeżywam śmierć mojego synka. Nie mogę się pogodzić z tym, że już go nie ma. Jego mordercy powinni dostać wyroki dożywocia. Żaden człowiek nie ma prawa odbierać życia drugiemu - powiedziała w pełnym łez oświadczeniu Irena Miecznikowska, mama Dominika (+25 l.), który zginął w grudniu 2013 roku na własnym osiedlu w Warszawie.
Dominik i jego koledzy zostali zaatakowani przez uzbrojonych w maczety Macieja S. i Wiktora Ł., którym nie pasowało, że chłopcy chwilę wcześniej popijali piwo na klatce schodowej w ich bloku. Dominik dostał kilka ciosów w brzuch i serce, wykrwawił się przed przyjazdem pogotowia. Trzech jego przyjaciół z rozpłatanymi brzuchami długo walczyło o życie w szpitalu.
Sąd pierwszej instancji skazał ich oprawców na 25 lat więzienia, ale obaj bandyci czuli się tym wyrokiem skrzywdzeni. - To porażka wymiaru sprawiedliwości - twierdził Wiktor Ł. Wczoraj podczas rozprawy apelacyjnej ich obrońcy przekonywali wysoki sąd, że Maciej S. i Wiktor Ł. są w tej sprawie pokrzywdzonymi.
- Oni musieli działać w obronie koniecznej, bo zostali zaatakowani przez grupę młodych ludzi, których wcześniej przepędzili z klatki schodowej - zapewniał jeden z adwokatów. I żądał dla swoich klientów znacznie niższych, symbolicznych wręcz kar lub uniewinnienia. Decyzja za tydzień.