Policjanci nazywają te sprawy „odpadowymi”. Od początku 2018 r. zakończono ich sześć. Ponad 30 osobom postawiono zarzuty i skierowano akty oskarżenia. „Obecnie na terenie woj. śląskiego prowadzonych jest ponad 50 postępowań karnych związanych z naruszeniem przepisów z zakresu ochrony środowiska, a dotyczących nabywania, transportu i składowania odpadów wbrew przepisom. Najwięcej postępowań prowadzi policja z Gliwic, Będzina, Bytomia, Częstochowy i Zabrza” – raportuje (16 kwietnia) biuro prasowe Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Do czynienia z mafią śmieciową nie mają tylko w 6 miastach województwa. Scenariusz działania „grup odpadowych” jest mniej więcej taki... Jako firmy wynajmują magazyny, hale i inne nieruchomości bądź otwarte tereny, w których później gromadzone są odpady, wcześniej od kogoś pobrane za odpowiednią kasę. Gdy hala już jest wypełniona odpadami, firma ją wynajmująca znika i zostawia właściciela z problemem. Bo to na nim spoczywa obowiązek utylizacji szkodliwych śmieci.
W interesie zarabia przekazujący odpady (bo nie musi ponosić kosztów) utylizacji i grupa je odbierająca (bo też nie płaci za utylizację). Tym sposobem nie tylko w halach, ale i pod gołym niebem, całkiem na dziko, składowane są cyjanki, benzen, aceton, stare farby, lakiery, kleje, niebezpieczne odpady poprzemysłowe itp. Gdyby „producenci” odpadów utylizować, to musieliby mocno trzymać się za kieszeń. W zależności od toksyczności za składowanie tysiąca litrów odpadów trzeba płacić od 3 do 12 tys. zł. Prowadzone teraz sprawy odpadowe dotyczą w sumie tysięcy ton trującego, jak to mówi się na Śląsku, szajsu. Przykładowo: w Żorach, gdzie na wynajętym terenie oszuści pozostawili kilkaset ton odpadów płynnych składowanych w zbiornikach umieszczonych na 14 naczepach samochodów ciężarowych, szacunkowy koszt utylizacji może wynieść nawet 3 mln złotych. Za dzikie składowanie niebezpiecznych odpadów można pójść na więzienia nawet 5 lat.
Polecany artykuł: