"Super Express" dotarł do sprawozdania finansowego PGNiG za ubiegły rok. To co zobaczyliśmy, wprawiło nas w osłupienie. Okazało się, że były szef PGNiG Krzysztof Głogowski zarobił w ubiegłym roku 705 tys. zł. W 2008 r. pracował w gazowej spółce od początku roku do 12 marca. Później zastąpił go nowy prezes - Michał Szubski. Łatwo obliczyć, że Głogowski szefował Polskiemu Górnictwu Naftowego i Gazownictwu przez ok. 70 dni. Wychodzi więc na to, że za dniówkę swojej pracy otrzymywał... 10 tys. złotych!
W rocznym raporcie za 2008 r. kasa dla Głogowskiego rozbita jest na dwie części. Pierwsza z nich to kwota wynagrodzeń, świadczeń dodatkowych oraz nagród wypłaconych w 2008 r. Tu Głogowski zgarnął 318 tys. złotych. Zapytaliśmy spółkę o konkretne składniki wynagrodzenia, ale biuro prasowe PGNiG nabrało wody w usta. - Wszystkie dane dotyczące wynagrodzenia zarządu, które spółka może publikować, znajdują się w "Rocznym Skonsolidowanym Sprawozdaniu Finansowym" - poinformował nas Rafał Pazura z biura prasowego spółki.
Drugi składnik wynagrodzenia byłego prezesa to kasa z zasiadania w radach nadzorczych spółek podległych PGNIG. W ten sposób obchodzi się ustawę kominową (pozwala w państwowych spółkach zarabiać maksymalnie 20 tys. zł). Tak też zrobił Głogowski i w trzy miesiące zarobił (m.in. w EuRoPol Gazie, spółce podporządkowanej PGNiG) 387 tys. zł.
Zdaniem Andrzeja Sadowskiego (46 l.), ekonomisty z Centrum Adama Smitha, wypłacanie tak gigantycznych pieniędzy byłym prezesom jest niedopuszczalne. - Gdyby spółki Skarbu Państwa miały jednego prywatnego właściciela, zupełnie inaczej podchodziłby on do wynagradzania ich szefów. Dla niego liczyłaby się ekonomia, a nie polityka. Teraz o losie takich spółek, jak PGNiG decydują niestety politycy. Taki system jest zły! - ucina Sadowski.