Maleńki Wiktorek (dziś ma 5 dni) przeżył, ale z uszkodzoną główką trafił do szpitala w Zielonej Górze. Tam lekarze obserwują go, czy nie doszło do uszkodzeń mózgu. Rodzice chłopczyka są w szoku.
- Kiedy przyjechaliśmy do szpitala, ucieszyliśmy się nawet, że poród odbierze Andrzej K. - opowiada Kamil Berger (22 l.), ojciec Wiktorka.
- Ten lekarz był przy moich narodzinach. Wtedy wszystko poszło gładko. Tym razem były jednak problemy. Mijały kolejne godziny, a Agata nie mogła urodzić. Kiedy niebezpiecznie spadło tętno dziecka, na salę przyszedł doktor. Kazał przenieść matkę na blok operacyjny. Potem wyjął strzykawkę z wielką igłą. Najwyraźniej zamierzał przebić pęcherz płodowy, by przyspieszyć poród. Nie poszło najlepiej.
- W życiu nie widziałem takiego pęcherza - miał komentować. Jak się okazało, wbił 15-centymetrową igłę w główkę dziecka.
Kiedy Wiktorek wreszcie się urodził, mama i tata zaniemówili z przerażenia. Skóra na główce dziecka byłą jedną wielką raną. - Lekarz stwierdził, że wystarczy przykleić plasterek i będzie dobrze - płacze pani Agata. - Ale my wiedzieliśmy, że jest źle.
Wezwany pediatra potwierdził ich obawy. Dziecko trafiło do wojewódzkiego szpitala w Zielonej Górze.
- Doszedłem do wniosku, że lekarz jest pijany - wspomina ojciec. - Kiedy karetka zabrała moje dziecko, zadzwoniłem po policję.
Zbadano go i okazało się, że ma 2 promile alkoholu we krwi. Andrzej K. został zawieszony. Dziennikarzy unika. Musiał tłumaczyć się jednak przed prokuratorem.
- Prokuratura Rejonowa w Żarach wszczęła śledztwo w tej sprawie - mówi prok. Jacek Buśko. Pijanemu lekarzowi za narażenie zdrowia dziecka grozi do 5 lat więzienia. Stan Wiktorka lekarze określają jako stabilny.
- Maluszek czuje się coraz lepiej. Jest monitorowany bez przerwy. Musi pozostać u nas co najmniej trzy tygodnie - wyjaśnia Irena Billewicz-Wysocka, rzeczniczka Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze.