Wasyl Cz. (36 l.) przyjechał do Polski za chlebem na początku roku. Na Ukrainie zostawił ukochaną żonę i trójkę dzieci, ale nie miał wyjścia, bo tam, gdzie mieszkał, pracy dla niego nie było. Na czarno zatrudnił się w firmie Grażyny F. Pracował jako stolarz przy produkcji krematoryjnych trumien, mieszkał w hostelu. Był cichym, spokojnym, pracowitym mężczyzną. Nie szukał problemów.
Feralnego dnia w hali produkcyjnej panował niewyobrażalny upał. W pewnej chwili Wasyl Cz. poczuł się gorzej - osunął się na ziemię, dostał drgawek, a potem stracił przytomność. Jego koledzy zawiadomili szefową. Grażyna F. przyszła, ale zamiast wezwać pogotowie, kazała pracownikom iść do domu, po czym zapakowała Ukraińca do auta, wywiozła ponad 100 kilometrów dalej i porzuciła w lesie.
Wasyla Cz. odnaleziono martwego, bez dokumentów, w roboczych rękawicach, z trocinami na ubraniu. Chociaż ustalenie tożsamości mężczyzny nie było łatwe, policjanci rozwiązali zagadkę i dotarli do Grażyny F. - Postawiono jej zarzut nieudzielenia pomocy nieprzytomnemu mężczyźnie, a także nieumyślnego spowodowania śmierci – mówi Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji. Zatrzymano też kolegę Wasyla, który znając okoliczności zdarzenia, ukrywał się i zatajał informacje, utrudniając śledztwo. Wciąż nie wiadomo jednak kiedy i dlaczego Wasyl Cz. zmarł.