Był niedzielny wieczór. Pani Urszula odpoczywała w swoim ogrodzie. Nagle z pobliskiego lasu usłyszała odgłos strzału.
- Myśliwi często tu polują – mówi zapłakana kobieta. Wtedy w najczarniejszych snach nie przypuszczała, że ta kula przeznaczona była dla jej syna.
Łukasz Nowakowski wybrał się z kolegami samochodem na przejażdżkę. Był pasażerem. Młodzi mężczyźni zaparkowali auto na parkingu w lesie. Już zbierali się do powrotu, gdy usłyszeli huk. Łukasz, siedzący na tylnym fotelu, nagle zaczął tracić przytomność.
Pocisk przebił karoserię auta, przeszył ciało Łukasza i zranił w szyję pasażera siedzącego z przodu auta. Samochód ruszył z piskiem opon i pojechał pod dom rodziców Łukasza. - Wybiegli z samochodu i krzyczeli, żeby dzwonić po karetkę, bo syn został postrzelony – opowiada zapłakana pani Urszula. - Pogotowie przyjechało szybko, lekarz próbował reanimować Łukasza, ale był bezradny.
Śledztwo w sprawie śmiertelnego postrzału wszczęła prokuratura. Na podstawie specjalnej księgi polowań, do której wpisują się myśliwi, ustalono, że tym, który mógł postrzelić Łukasza był jeden z jego sąsiadów Zbigniew K. (60 l.). Mężczyzna został zatrzymany. Przyznał, że oddał jeden niekontrolowany strzał. Przekazał też policjantom łuskę naboju, którym postrzelił 21-latka. Wczoraj w prokuraturze usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi mu do 5 lat więzienia.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail