Małżeństwem byli 30 lat, ale od samego początku nie działo się tam najlepiej. 3 lata po ślubie kobieta wyniosła się nawet od męża, skarżąc się swoim najbliższym, że jest agresywny. Po namowach teściowej jednak do niego wróciła. - Potem ją zastraszał i terroryzował – opowiada Żaneta Jarzyna (51 l.), siostra zabitej.
Pani Beata była ciężko chora – przeszła 4 udary, cierpiała na postępującą chorobę Parkinsona. Była w pełni zdana na męża, który musiał się nią opiekować. I były chwile, że robił to z pełnym oddaniem, ale też często pastwił się nad żoną.
Kilka miesięcy przed jej śmiercią miał powiedzieć jednemu z sąsiadów, że w jego domu dojdzie do tragedii. - To wszystko jest ponad moje siły – skarżył się.
W końcu spełnił swoje groźby. 30 listopada 2017 r. zadzwonił na komendę policji. - Narozrabiałem, zabiłem żonę – powiedział do słuchawki.
Śledczy ustalili, że Dariusz Ch. zadawał małżonce ciosy pięściami w głowę i klatkę piersiową. Ugniatał ją też nogami. Mężczyzna został zatrzymany i usłyszał zarzut zabójstwa.
Choć początkowo przyznał się do morderstwa, przed sądem odwołał tamte słowa. - Byłem w szoku, dlatego mówiłem, że ją zabiłem – stwierdził. - Żona była schorowana, miała trudności z poruszaniem się. Zdarzało się jednak, że sama się przemieszczała po mieszkaniu. Wtedy przewracała się i uderzała o meble, o umywalkę. Ja jej nie katowałem. Ale przyznaję, że nerwy mi nie wytrzymywały. Cztery albo pięć razy uderzyłem ją pięścią w brzuch - dodał.
Za morderstwo żony grozi mu teraz dożywocie