Do porwania doszło 1 października na Woli Justowskiej. Porywacze w kominiarkach wtargnęli do mieszkania kobiety i podając się za policjantów, siłą zaciągnęli kobietę na "przesłuchanie".
Zobacz też: Żądał okupu za porwanie... samego siebie!
Jak podaje "Gazeta Krakowska", to, że doszło do porwania, okazało się dopiero po kilku godzinach, kiedy rodzina kobiety zaczęła interweniować na policji, pytając kiedy zostanie ona zwolniona. – Okazało się, że my nie przeprowadzaliśmy żadnego zatrzymania – powiedział Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Sprawdź też: Przełom w śledztwie porwanej Madeleine McCann
Jak w thrillerze
Jeszcze tego samego dnia wieczorem rodzina porwanej znalazła pisemną informację, by następnego dnia o ustalonej godzinie skontaktować się z podanym numerem telefonu. Porywacze zażądali półtora miliona okupu, kwotę udało się ostatecznie zmniejszyć do 280 tysięcy złotych. Bezpośrednio po przekazaniu okupu doszło do odbicia uprowadzonej i odzyskania okupu. Kobieta nie poniosła obrażeń fizycznych.
Porywacze zatrzymani
Policja zatrzymała w tej sprawie siedem osób. Trzy z nich przesłuchano w charakterze świadków, a potem zwolniono do domu. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że tylko przebywały w miejscu, gdzie zatrzymano pozostałych.
Czwórka podejrzanych usłyszała zarzuty udziału w porwaniu. Dziś sąd zdecydował o ich tymczasowym aresztowaniu.
Wszyscy podejrzani są mieszkańcami Śląska. Wśród nich jest 33-letnia kobieta. Zatrzymanym grozi nawet 15 lat więzienia