Ciała bliźniaków przywiozły do kościoła w Zbuczynie dwa czarne karawany. Szli za nimi zrozpaczeni rodzice z portretami swoich dzieci, zapłakana rodzina, szlochające koleżanki i koledzy. To był wielki kondukt płaczu. A kiedy ksiądz celebrujący mszę żałobną zaczął wygłaszać przejmujące kazanie, nawet najtwardsi nie potrafili powstrzymać łez. - Uwierzmy Bogu, że zabrał ich, by dać im wieczny pokój w swoim królestwie. Uwierzmy, że będzie im tam dobrze. I módlmy się za nich, a Pan wysłucha nas i uczyni ich szczęśliwymi - mówił ksiądz.
Bóg zabrał do siebie Karolinę B. (20 l.) i Pawła B. (20 l.) na drodze pod Siedlcami (woj. mazowieckie). Rozbili się samochodem, który prowadził Paweł. Podwoził Karolinę na pociąg. Bardzo się spieszyli, bo do odjazdu zostało zaledwie kilkanaście minut. Paweł cisnął gaz do dechy, obiecywał siostrze, że na pewno zdąży na pociąg. Kiedy wyprzedzał wolno jadący autobus, stracił panowanie nad autem, które wypadło z drogi i z potworną siłą uderzyło w drzewo. Samochód rozerwało na wiele części. Karolina i Paweł zginęli na miejscu.
- Nie ma większej tragedii od nagłej śmierci tak młodych ludzi - mówił na cmentarzu ksiądz, gdy matka i ojciec całowali trumny, żegnając swoje ukochane dzieci. Chwilę później grób bliźniąt utonął w kwiatach.
Zobacz: Nocne Wilki już w Polsce! Rosyjski minister MON: Powinni przejechać przez Polskę CZOŁGAMI