Trudno było uwierzyć, że naszpikowani gwiazdami światowej siatkówki wicemistrzowie Rosji zostaną dosłownie zmasakrowani przez bełchatowian w trzeciej kolejce Ligi Mistrzów. Na parkiecie wypełnionej przez 9 tysięcy widzów hali w Łodzi nie istnieli gracze pokroju Brazylijczyka Giby, libero "Sbornej" - Werbowa, czy niemieckiego bombardiera Schoepsa. W dwóch setach siatkarze słynnego trenera Zorana Gajicia chwilami podejmowali walkę, ale w trzecim nie istnieli, zniszczeni przez doskonale rozgrywającego w Skrze Miguela Falascę i bezbłędną defensywę gospodarzy.
Obchodzący wczoraj 30. urodziny Pliński poprowadził niemal perfekcyjną obronę Skry, która zaliczyła na gościach aż 14 bloków! Ten element miał być atutem Rosjan, ale w środę kompletnie nie funkcjonował. - Nie mogliśmy nic zrobić - narzekał Giba, który po meczu rozdał więcej autografów niż gwiazdor Skry Mariusz Wlazły...
- Chyba nie zagrałem jeszcze lepszego meczu w Bełchatowie - przyznał "Plina", autor 11 pkt, w tym 4 w bloku. - Wszystko nam wychodziło. Gdybyśmy w każdym meczu pokazywali 80 procent tego, co dziś, byłoby rewelacyjnie - mówił Pliński.