Mariusz Zabłocki zdobył pracę i zginął

2013-01-21 8:00

Mariusz Zabłocki (†33 l.) z Suwałk (woj. podlaskie) był zawodowym kierowcą. Mimo to zginął za kierownicą, pokonany przez złą pogodę. Nie dojechał do domu z pracy, którą znalazł 15 kilometrów od rodzinnego miasta.

Samochód, którym mężczyzna jechał z kolegą Janem Jasionowskim (†49 l.), wpadł w poślizg na oblodzonej drodze i roztrzaskał się na przydrożnym drzewie. Nie mieli szans tego przeżyć...

Jechali z Jeleniewa. To tam właśnie Mariusz Zabłocki zatrudnił się jako kierowca w firmie przetwarzającej surowce wtórne. Do pracy dojeżdżał osobowym audi, kupionym specjalnie w tym celu.

- Mąż cieszył się, że w nowej pracy nie będzie musiał jeździć w tak długie trasy jak dotychczas. I ja też byłam o niego spokojniejsza - mówi zrozpaczona żona mężczyzny, Aneta (33 l.).

Feralnego dnia na szosie było tak ślisko, że szefowa firmy, z obawy o bezpieczeństwo kierowców, odwołała wszystkie kursy. Ale pracownicy przecież musieli wrócić do domów... Mariusz zaproponował podrzucenie swojemu koledze. Mimo 10-letniego doświadczenia za kierownicą 33-latek dał się pokonać zimie - w okolicach wsi Sidory jego samochód wpadł w poślizg, wypadł z drogi i roztrzaskał się na drzewie. Kierowca i pasażer zginęli na miejscu. Młodszy z mężczyzn osierocił 5-letnią córkę Olę, starszy - syna Damiana (18 l.) i córkę Annę (15 l.).

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki