Tyle że on sam uwierzył w swoją zbawczość i przez ostatnie 20 lat wspomagali go w tej wierze ci politycy, którzy dopuścili, choć wstyd to był, by został pierwszym prezydentem wolnej Polski - wypalił rozogniony szwagier.
Czy dokumenty adiutanta marszałka Kulikowa dziwią? Nie. Bo przecież nie może dziwić, że Jaruzelski prosił ZSRR o pomoc przy wprowadzeniu stanu wojennego. Dziwiłoby, gdyby tego nie zrobił. Przecież tak ich kochał i szanował, że był jedynym polskim generałem (o hańbo!), który w 1956 głosował za pozostawieniem sowieckiego marszałka Rokossowskiego w wojsku polskim (wtedy ludowym). Dziś stary generał stroi się w piórka zbawcy narodu i widać jego pamięć wyparła niewygodne fakty. A taki z niego zbawca, jak z byłego prezydenta Kwaśniewskiego opozycjonista (choć ten też w swoją opozycyjność uwierzył).