Szymon zawsze był okazem zdrowia. Nigdy nie chorował. Aż do 29 czerwca... - Zostałem z dziadkami, mama poszła do pracy. Już podczas obiadu źle się czułem - opowiada nam Szymek. Potem rozegrały się dramatyczne chwile. Chłopak nagle dostał wysokiej gorączki. Babcia z ciocią znalazły go nieprzytomnego w łóżku. Przyjechała karetka.
- Zabrali naszego wnuczka do szpitala. Tam zrobili mu rezonans i okazało się, że ma guza wielkości mandarynki - wspomina babcia Wanda (78 l.). Już następnego dnia Szymek znalazł się pod opieką profesora Stanisława Kwiatkowskiego, neurochirurga z Prokocimia.
Profesor wyciął Szymkowi guza mózgu. Podczas operacji młody pacjent został wybudzony i czytał bajki. - Szymon jest leworęczny co oznacza, że ośrodek mowy w jego przypadku znajduje się właśnie w prawej półkuli. Szukaliśmy więc sposobu, by radykalnie wyciąć guza i jednocześnie uniknąć uszkodzenia ośrodka mowy - tłumaczy profesor Kwiatkowski. To dlatego podczas zabiegu Szymek został wybudzony i poproszony o przeczytanie "Bajek na dobranoc". Gdy Szymek czytał, profesor usuwał guza. - Chcieliśmy zobaczyć, czy czyta i czy rozumie, co czyta - dodaje profesor.
Po trzech dniach od operacji Szymon był z powrotem w domu. Szybko wrócił do formy, gra w piłkę i czeka na rozpoczęcie roku szkolnego. Samej operacji i momentu czytania bajek nie pamięta.
- Nie istnieją słowa, którymi moglibyśmy wyrazić naszą niezmierną wdzięczność profesorowi za uratowanie naszego dziecka - mówią wzruszeni rodzice nastolatka.
Zobacz: Arcybiskup Głódź: Wycięli mi żołądek ale wina nie odmówię