- To jest przede wszystkim człowiek. Jeden z nas. Chrześcijańskie miłosierdzie nakazuje mu pomóc. Bez względu na to, co złego zrobił w przeszłości - mówi dobroduszny duchowny.
- Tak, to prawda. Zebrałem na mszy pieniądze dla Kiszczaka - przyznaje ksiądz Kuleszo. - Bardzo poruszyła mnie wiadomość o pożarze jego domu - dodaje proboszcz. Posiadłość kilka dni temu poszła z dymem, bo generał zostawił w garażu samochód z akumulatorem podłączonym do prostownika. Od zwarcia zapalił się cały budynek. Sam Kiszczak uratował się, bo w porę razem z wnuczką uciekł z płonących zabudowań.
Proboszcz postanowił pomóc parafianinowi w niedoli. W niedzielę, podczas sumy, wszedł na ambonę i zaczął wołać o datki dla Czesława Kiszczaka. - Dzisiejsza taca będzie przekazana generałowi Kiszczakowi na odbudowę domu. Bardzo proszę o szczodrą ofiarę - zachęcał.
Poruszeni mieszkańcy wioski nie szczędzili grosza. Na tacę sypały się prawie same banknoty. Dumny ze swoich parafian ksiądz zapakował pieniądze do torby i nakazał sołtysowi, by ten oddał je generałowi.
- Ja też dałam na tacę dla Kiszczaka - przyznaje Hanna Witasik (58 l.). - Ksiądz tak pięknie nam wytłumaczył, że trzeba mu pomóc - dodaje mieszkanka wioski.
Proboszcz z Jabłonki jest dumny z pomysłu - Ludzie muszą być solidarni, a pogorzelcy to osoby w szczególnej potrzebie. Potraktowałem generała jak każdego innego parafianina - tłumaczy.
- To są pieniądze zabrane na mszy dla Kiszczaka - mówi Ewa Kozłowska (45 l.), trzymając w rękach wypełnioną banknotami torbę. - Mnie pomysł nie bardzo się podoba. Lepiej było na powodzian zebrać - dodaje.
Sam generał od dziennikarzy dowiedział się o kościelnej darowiźnie. W rozmowie z jednym z dzienników stwierdził jedynie, że ani nie chodzi do kościoła, ani nie jest wierzący. Nie chciał komentować litościwego odruchu proboszcza z Jabłonki.