"SE" towarzyszył Kwiatkowskiemu w pierwszym dniu pracy na stanowisku ministra sprawiedliwości. Ten młody polityk zdaje sobie sprawę, że przed nim trudne zadanie, zwłaszcza że jego poprzednik Andrzej Czuma zostawił po sobie spory bałagan. Już na "dzień dobry" Kwiatkowski będzie musiał odbudować autorytet ministerstwa oraz dobre relacje ze współpracownikami i prokuratorami. A ci ostatni wielokrotnie skarżyli się na Andrzeja Czumę.
Trzeba przyznać, że nowy minister ostro zabrał się do pracy. Po krótkiej prasówce przejrzał i podpisał bieżącą korespondencję. Potem zanurzył się w lekturze codziennych raportów. Po kilkunastu minutach popędził na pierwsze zaplanowane tego dnia spotkanie. O godz. 9 wziął udział w pożegnaniu ministra Czumy. Potem otworzył seminarium i pojechał na spotkanie z prokuratorami. W sumie czekało go jeszcze 11 spotkań. Kwiatkowski zapewnia jednak, że ogrom pracy go nie przeraża. - W senackiej komisji, w której zasiadałem, przyjęliśmy więcej projektów niż Sejmowa Komisja "Przyjazne Państwo" (powołana do walki z biurokracją - red.). Jestem więc lepszy od Palikota - śmieje się nowy minister.
W czwartkowym kalendarzu znalazło się jeszcze spotkanie z Donaldem Tuskiem (52 l.). I nie był to wcale ostatni akcent pierwszego dnia na stanowisku ministra sprawiedliwości. Na godz. 21.30 Kwiatkowski zaplanował spotkanie z przyszłym szefem gabinetu politycznego.
Nowy minister zdradził nam wczoraj, że w ciągu najbliższych dni podejmie pierwsze decyzje personalne. Z pracą pożegna się ściągnięty z USA przyjaciel ministra Czumy, Zygmunt Rygiel (40 l.). Ten niespełniony radiowiec z Chicago był szefem gabinetu politycznego ministra. - Chciałbym, aby to miejsce zajęła osoba z dużym doświadczeniem prawnym, która zapewni dobrą komunikację z parlamentem. I będzie również potrafiła zorganizować zaplecze polityczne dla projektów resortu - mówi minister Kwiatkowski.