To była noc z soboty na niedzielę. Cała rodzina spała. Pani Karolina nagle się przebudziła. Jakby ktoś nią potrząsnął. "Wstawaj, pali się" - usłyszała przytłumiony głos. Rozejrzała się dokoła i zobaczyła czerwoną poświatę. Usłyszała też dziwne odgłosy.
- To strzelały płonące belki w dachu - opowiada kobieta.
Pani Karolina zerwała się z łóżka, obudziła męża i dwie córeczki - Martynkę (11 l.) i Jowitę (7 l.). Wszyscy wybiegli na dwór.
Przeczytaj też: Wielki pożar w gorzelni w Radzikowie! Na szczęście alkohol uratowano
- Najważniejsze, że wszyscy żyjemy - mówi kobieta. Jest przekonana, że uratował ich jej zmarły 6 lat temu ojciec, Lucjan (+51 l.) - Miałam z tatą świetny kontakt. Teraz wiem, że jest moim aniołem stróżem - twierdzi pani Karolina.
Niestety, po pożarze rodzina nie ma gdzie mieszkać. - Mamy nadzieję, że z pomocą dobrych ludzi odbudujemy nasz dom - mówi Wiesław Sempołowicz (36 l.), mąż pani Karoliny. Rodzina prosi o pomoc. Można się z nimi kontaktować pod numerem telefonu 663-520-504.