Paweł S. prowadził firmę geodezyjną. Po całym dniu pracy na siarczystym mrozie marzył tylko o jednym. Żeby jak najszybciej znaleźć się w domu. Chciał ucałować swoją ukochaną żonę Małgosię (28 l.), przytulić córeczkę Aleksandrę (10 l.), wziąć na kolana rocznego synka Kubusia. Mężczyzna przycisnął pedał gazu i nawet nie zauważył, że przejeżdża przez przejazd kolejowy, do którego z olbrzymią prędkością zbliżał się pociąg.
Patrz też: Zginął, bo kantował przy polewaniu
Kilkudziesięciotonowa lokomotywa dosłownie zmiotła z drogi samochód Pawła S. Geodeta próbował rozpaczliwie wydostać się z auta, ale lokomotywa zatrzymała się dopiero po 200 metrach. Uwięzionego w aucie kierowcę uwolnili ze śmiertelnej pułapki strażacy, którzy natychmiast pojawili się na miejscu tragedii. Zmasakrowany Paweł S. nie miał jednak szans na przeżycie. Zmarł po kilku minutach reanimacji.