Zginął bo spieszył się pomóc ojcu

2009-04-07 9:00

Nic nie ukoi bólu, który rozdziera serca zrozpaczonych rodziców. Małgorzata (39 l.) i Kazimierz (47 l.) Sobolewscy ze wsi Wyżane (woj. podlaskie) stracili ukochanego syna Andrzeja (18 l.). Chłopak wracał w nocy do domu. Śpieszył się, bo obiecał ojcu na czas oddać auto i pomóc w gospodarstwie.

Do domu nie dotarł. Samochód Andrzeja uderzył w drzewo i w okamgnieniu stanął w płomieniach. Uwięziony w jego wnętrzu 18-latek spłonął żywcem.

Andrzej dopiero pod koniec ub. roku zdał egzamin na prawo jazdy. Był jednak, jak zapewnia jego ojciec, rozsądnym chłopakiem. - Uczył się w technikum budowlanym i w maju miał zdawać maturę. Miał piękne plany - pan Kazimierz mówi o synu ze łzami w oczach.

Andrzej w sobotę postanowił odwiedzić swoją dziewczynę w Dąbrowie Białostockiej, 20 km od domu. Pożyczył od ojca daewoo tico i obiecał, że wczesnym rankiem pomoże mu w gospodarstwie. Zasiedział się jednak u dziewczyny i do domu musiał wracać w nocy. - Śpieszył się, bo wiedział, że o 6 rano potrzebowałem samochodu - mówi jego ojciec.

Andrzej nagle stracił panowanie nad kierownicą. Samochód wypadł z zakrętu i z ogromną siłą uderzył w przydrożne drzewo. Auto stanęło w płomieniach. Andrzej nie zdołał uciec - spłonął żywcem uwięziony we wraku samochodu ojca.

Pani Małgorzata (39 l.), mama Andrzeja, jest w głębokim szoku.

- Mieliśmy iść do kościoła poświęcić palemkę... - mówi zalana łzami. Ma nadzieję, że jeszcze przed Wielkanocą będzie mogła pochować ukochanego synka.

Przyczynę wypadku bada policja.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki