Fatum wisiało nad nim od rana. Przez całą poprzednią noc ślęczał nad książkami, aż w końcu wycieńczony padł. Zdążył co prawda nastawić budzik, ale spał tak mocno, że nie słyszał uporczywego dzwonka.
Kiedy wreszcie wybudził się z głębokiego snu, z przerażeniem odkrył, że jest już bardzo późno. Poderwał się i wskoczył za kierownicę swojego auta.
Pędził, nie zważając na ograniczenia prędkości. - Nie zdążę, nie zdążę - powtarzał sobie. I wtedy doszło do najgorszego.
Zdenerwowany student nagle stracił panowanie nad rozpędzonym wozem. Auto przy wielkiej szybkości wpadło w poślizg. Marek starał się trzęsącymi rękami zapanować nad kierownicą, ale było za późno. Nie zdążył wyprowadzić na prostą mknącego jak pocisk samochodu. Auto z przerażającym jękiem miażdżonej blachy rozbiło się na drzewie.
Markowi nie można było pomóc. Z wraku wydobyto tylko zmiażdżone ciało mężczyzny.