Marcin wraz z ojcem Andrzejem (53 l.) prowadził rodzinną firmę transportową. Przed wyruszeniem w trasę chciał sprawdzić stan klocków hamulcowych w jednej ze swoich ciężarówek.
- Mówiłem synowi, że jeszcze nie ma potrzeby, ale on się uparł - mówi załamany ojciec 23-latka. - Od małego taki był. Działał, zanim się dobrze zastanowił.
Tym razem było tak samo. Marcin podłożył lewar pod przód tira i wsunął się pod podniesioną w górę 10-tonową górę stali. Sekundę potem źle zabezpieczony przez niego podnośnik zsunął się, a wielki ciężar zgniótł chłopakowi głowę. Zrozpaczony ojciec zdołał wyszarpać syna spod samochodu i natychmiast wezwał pomoc. Lekarze jednak nic tu nie mogli pomóc. 23-latek ze zmiażdżoną głową zmarł w szpitalu.
- Byliśmy ze sobą od trzech lat - mówi ze łzami w oczach Edyta Schabowska (19 l.), narzeczona zmarłego tragicznie Marcina. - Bardzo się kochaliśmy. Marcin często zabierał mnie w trasy, robiliśmy sobie postoje w różnych miejscach, kąpaliśmy się w morzu - wspomina. - To był taki wspaniały, kochany chłopak. Co ja teraz zrobię bez niego? Przecież wkrótce mieliśmy się pobrać...