Tamtego koszmarnego dnia Daniel razem ze swoim przyjacielem Grzegorzem S. (32 l.) wracali do domu. Ich droga wiodła w pobliżu stawu. Nagle usłyszeli od strony wody przeraźliwe dziecięce krzyki.
W te pędy rzucili się w kierunku stawu. Ich oczom ukazał się koszmarny widok - czwórka chłopców rozpaczliwie młóciła w wodzie rękami, starając się wydostać na brzeg. Chwilę wcześniej ślizgali się na cienkim lodzie, który załamał się pod nimi. Tak wesoła zabawa zamieniła się w walkę o życie.
Daniel i jego przyjaciel zachowali się, jak na prawdziwych mężczyzn przystało. Zamiast stać jak wryci, skoczyli do wody, żeby wyciągać tonących chłopców. Nie dbali o swoje życie. Najważniejsze dla nich było jedno - ocalić te dzieci.
Jak się niestety okazało, brawurowa odwaga ich zgubiła. Nie zważali na cienki lód zalegający cały czas na brzegu, który załamał się pod ich ciężarem. Obaj bohaterowie wpadli w wodną otchłań, która od razu zalała ich płuca. Zginęli na miejscu.
Na szczęście ich bohaterska postawa obudziła siły w czwórce chłopców, którym udało się wydostać na brzeg. Wyszli z tego cało i do końca życia będą pamiętać o bohaterach, którzy rzucili się im na pomoc.
- Bardzo im dziękuję, to było wspaniałe - mówi cicho Piotrek Kuczek (13 l.), jeden z ocalałych. Ewa Sokół (49 l.), mama Dawida (12 l.), kolejnego chłopca, który tonął pod lodem, zalewa się łzami, mówiąc o bohaterskiej postawie obu mężczyzn. - Oni oddali swoje życie za życie mojego syna. Zawsze będę im za to wdzięczna. Na pewno całą rodziną pójdziemy się z nimi pożegnać w dniu pogrzebu - mówi.