- Zmarł jako bohater, bo nie myślał o sobie - mówią najbliżsi Daniela. I choć ich serca przepełnia potworny ból, to jego niezwykły czyn napawa ich wielką dumą.
Daniel S. i Monika N. znali się od niedawna, ale tworzyli piękną parę. Oboje lubili się bawić i czerpać z życia pełnymi garściami.
Tej nocy Daniel i Monika pojechali na dyskotekę. Byli z jeszcze jedną parą. Bawili się pół nocy. Tańczyli, przytulali się do siebie, gdy wolno grała muzyka. Nie przypuszczali, że za krótkie chwile szczęścia zapłacą najwyższą cenę...
Nad ranem zakochani postanowili kontynuować zabawę na strychu w domu Daniela. Nie spodziewali się, że niewinna impreza skończy się tak tragicznie.
Nagle na strychu pojawił się ogień. Danielowi z dwójką znajomych udało się uciec. Gdy byli już na dole, chłopak zorientował się, że nie ma przy nim Moniki. Nie wahał się ani chwili. - Biegnę po nią! - krzyknął.
To, co wydarzyło się potem, Monice będzie się śnić do końca życia. Bo gdy już myślała, że ogień odciął jej drogę ucieczki, zobaczyła przed sobą Daniela. Razem stanęli przy małym okienku. Świadkowie widzieli, jak chłopak pomógł dziewczynie wyskoczyć. Monika upadła na brukową kostkę z prawie 4 metrów i na chwilę straciła przytomność. Gdy się ocknęła, rozpaczliwie krzyczała przez łzy: - On tam jest... On tam jest! Mój chłopak tam jest!
Ale Daniel już nie zdążył skoczyć. Trujący dym pozbawił go przytomności. Znaleźli go strażacy. Niestety, nie udało się go uratować. Monika ma złamaną nogę i rękę, w szpitalu dochodzi do siebie.
- Mój wnuczek zginął, ratując tę dziewczynę. To był wspaniały chłopak, dobry, kochany - mówi Jerzy Majewski, dziadek Daniela. Nie może uwierzyć, że jego ukochany wnuczek nie żyje. - Zmarł jako bohater, bo nie myślał o sobie - mówią najbliżsi bohaterskiego 18-latka.