To była beznadziejna walka z żywiołem, a mimo to chłopiec podjął ją. Chciał tylko jednego - uratować Paulinkę ( 6 l.) z płonącej pułapki.
Biały Dunajec, godzina 4 nad ranem. Wszyscy spali, gdy dom nagle stanął w płomieniach. Janusz był na górze z trzema siostrami. Na dole spała krewna z dzieckiem. Drewniany dom na kamiennej podmurówce momentalnie ogarniała pożoga.
Januszek nie zastanawiał się ani chwili i natychmiast wszczął alarm. Ci z dołu pierwsi uciekli. Dzieci na górze zostały uwięzione. Pozostawała tylko jedna droga ucieczki - okno. Ratując się przed śmiercią, Marzena (15 l.) i Lidia (21 l.) jak stały, w samej bieliźnie, skoczyły w dół. Po chwili obok nich pojawił się też Janusz. Wtedy zorientował się, że na górze została najmłodsza z sióstr. Pobiegł ją ratować, nie zdając sobie nawet sprawy, co go czeka.
Był gotowy oddać swoje życie, ratując życie siostrze. Strażacy znaleźli go martwego, leżącego na siostrze. To wskazuje, że do końca chciał ją obronić przed morderczymi płomieniami.
Na razie nie wiadomo, co wywołało pożar. Policja, prokuratura i strażacy starają się to ustalić.
- Ale co z tego! Teraz to już i tak wszystko za późno - rozpacza Stanisław Glaser (71 l.), wujek zmarłych tragicznie dzieci.