Nic nie wskazywało na to, że dojdzie do tragedii. W poniedziałek Grzegorz S. (38 l.) z Lwówka (woj. wielkopolskie) jak zawsze wyjechał radiowozem w teren i dopiero gdy nie odpowiadał na wezwania dyżurnego, koledzy zaniepokoili się, że coś mu się stało. Odnaleźli go w lesie pod miastem, 150 metrów od polnej drogi. Radiowóz był otwarty, martwy policjant w kałuży krwi leżał na zewnątrz...
Zobacz też: CIAŁO 16-latka znalezione w drodze na MORSKIE OKO! Morderstwo czy wypadek?
Chociaż najbardziej prawdopodobne jest, że zastrzelił się ze służbowej broni, potwierdzi to lub wykluczy dopiero sekcja zwłok z udziałem biegłego balistyka. Tymczasem w małym Lwówku pod Nowym Tomyślem ludzie nie mówią o niczym innym. I kręcą z niedowierzaniem głowami. - Zawsze uśmiechnięty, zadowolony z pracy, na nic się nie skarżył i do tego dusza towarzystwa - mówi jego koleżanka z komisariatu. - Perfekcjonista. Jak już coś robił, to dokładnie - dodają przełożeni. I opowiadają, jak trzy lata temu Grzegorz S. został lokalnym bohaterem. Zatrzymał pijanego kierowcę z Bułgarii i odmówił 500 euro łapówki za zatuszowanie sprawy.
Bułgar trafił za kratki, a Grzegorz S. awansował, dostał nagrodę finansową i dyplom od komendanta.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail