Józef B. (47 l.), jego zięć Krystian Ż. (28 l.) i bratanek Dariusz B. (26 l.) z Ełku (woj. warmińsko-mazurskie) utrzymywali się z handlu obwoźnego. To był rodzinny interes. Mężczyźni jeździli wyładowanym po brzegi autem z przyczepą i sprzedawali odzież na targowiskach.
W sobotę udali się na targ w Suwałkach (woj. podlaskie). Aby na czas rozstawić swój stragan, musieli wyjechać z Ełku o 4 nad ranem. Było ciemno i zimno, a na ziemi leżały jeszcze resztki brudnego, topniejącego śniegu. Gdy kilka minut po godzinie 5 zbliżali się do celu swej podróży, nagle prowadzony przez Józefa B. volkswagen bus z przyczepą zjechał na lewy pas drogi. W tym czasie z przeciwnej strony jechał rejsowy autobus PKS z Suwałk do Białegostoku. Jego kierowca, Tadeusz Szczygieł (58 l.), gdy tylko dostrzegł jadącego wprost na niego busa, za wszelką cenę chciał ratować wiezionych przez siebie pasażerów. Próbował uciekać na pobocze. Niestety, bez powodzenia. Pojazdy z wielką siłą zderzyły się. Huk miażdżonego metalu i krzyk konających mężczyzn odbiły się echem po okolicy.
Handlowcy z Ełku zginęli w jednej chwili, kilkaset metrów od targu w Suwałkach, gdzie chcieli zarabiać na życie. Ubrania wiezione przez nich na sprzedaż rozsypały się po całej jezdni. Ratownicy, aby wydobyć martwe ciała z roztrzaskanego samochodu, musieli użyć specjalistycznego sprzętu.
Wypadku nie przeżył też kierowca autobusu. - Mój mąż Tadeusz pracował w PKS-ie 30 lat - mówi Jagusława Szczygieł (57 l.), zrozpaczona żona. - Był doświadczonym kierowcą. Nigdy nie miał nawet stłuczki. Cieszył się, że wkrótce przejdzie na emeryturę i będzie miał więcej czasu dla swoich ukochanych wnuczek.
Ośmioro spośród 17 pasażerów autobusu przebywa na obserwacji w suwalskim szpitalu. Ich życiu nic nie zagraża.