Wacław Z. (75 l.) nie uważa się wcale za stetryczałego staruszka. Zawsze lubił pokazywać się w towarzystwie młodych dziewcząt i teraz też nie zamierza z tego rezygnować.
Anitę zaprosił latem na Mazury. Dziewczyna zgodziła się, ponieważ w wycieczce udział brała także jej starsza znajoma z małym dzieckiem, przyjaciółka Wacława. - Sam wyjazd był w porządku - wspomina Anita. - Dopiero powrót z wyprawy zamienił się w koszmar...
W drodze złapała ich straszna burza. - Tu niedaleko jest motel, musimy przeczekać - stwierdził staruszek. Wszyscy dostali oddzielne pokoje. Ale kiedy dziewczyna kładła się spać, poczuła na sobie paluchy zboczeńca.
- Zatkał mi buzię, położył na podłodze i zaczął dotykać - opowiada. - Wiedziałam, czego ode mnie on chce. Byłam przerażona. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydusić z siebie ani jednego dźwięku...
To było dla niej traumatyczne przeżycie. Sprawa trafiła do prokuratury, ale została umorzona.
Przeczytaj koniecznie: Bydgoszcz. Rodzinny horror: Artur F. i Karolina F. w szpitalu, mała Amelka w kostnicy
Podobnie było z Dorotą. Wacław namówił ja, by wsiadła do jego samochodu. Wtedy z impetem ruszył i zjechał w polną drogę. Zablokował drzwi i szyby. - Zaczęłam krzyczeć i płakać, ale on nic sobie z tego nie robił - opowiada. - Zgwałcił mnie i nie został ukarany.
W tym przypadku także postępowanie prokuratury zostało umorzone. - Z powodu braku twardych dowodów - twierdzi prokurator Marek Zieliński. - Częściowe czynności operacyjne policji są bezsprzeczne, ale wyjazd na wakacje nie musiał skończyć się gwałtem - mówi.
Takimi twardymi dowodami są np. obrażenia ciała czy chociażby jakieś ślady na ubraniach. Takich dowodów dziewczyny nie miały. Mają jednak przeświadczenie, że zostały skrzywdzone i nikt nie stanął w ich obronie. A ich oprawca śmieje się z nich za plecami.