Zawarty w akcie oskarżenia opis tej zbrodni jest tak szokujący, że prowadzący sprawę sędzia Jacek Klęk zdecydował o wyłączeniu jawności procesu.
- Przedmiot sprawy mógłby obrażać dobre obyczaje – uzasadniał.
Dramat małego Nikosia rozgrywał się od 20 do 29 września ubiegłego roku w jednym z wieruszowskich bloków, gdzie chłopczyk mieszkał ze swoją mamą Żanetą A. i jej partnerem. Kobieta poznała go przez internet i namówiła do przyjazdu. Steve V. szybko znalazł pracę w szkole językowej. Miał bardzo dobry kontakt z dziećmi, nic więc nie wskazywało, że może być zdolny do tak ohydnych czynów. Tymczasem, gdy mama Nikosia zostawiała synka pod jego opieką, mężczyzna zmieniał się w potwora. Wielokrotnie go bił, a tuż przed śmiercią zgwałcił.
Kiedy 29 września Żaneta A. wróciła do domu zauważyła na ciele chłopca siniaki. Steve V. tłumaczył, że dziecko przewróciło się i uderzyło o kaloryfer. Niedługo potem malec dostał drgawek, zaczął tracić przytomność. Karetka przewiozła go do szpitala w Wieruszowie, skąd został przetransportowany do specjalistycznej kliniki w Łodzi. Stan Nikosia był jednak tak ciężki, że lekarzom nie udało się go uratować. Chłopczyk miał wielonarządowe obrażenia wewnętrzne, pękniętą czaszkę i uraz mózgu.
Steve V. odpowiada przed sądem za zabójstwo ze zgwałceniem i znęcaniem się nad osobą nieporadną ze względu na wiek, nad którą pełnił opiekę. W śledztwie nie przyznawał się do winy. Grozi mu dożywocie.