W samo południe dyżurny komendy miejskiej w Zielonej Górze otrzymał zgłoszenie o napadzie w centrum miasta. Napastnik miał ofierze wyrwać torebkę w której było kilkadziesiąt tysięcy złotych. Na miejsce wyruszyła ekipa dochodzeniowa z psem tropiącym. Na podstawie zeznań błyskawicznie ustalono rysopis sprawcy. Przeszukano teren. Nadaremnie. Bandyta po prostu zapadł się pod ziemię. Ofiarę napaści przewieziono do komendy, aby złożyła zeznania. Tutaj jednak doświadczonym śledczym zaczęło świtać w głowach, że mogą być ofiarami mistyfikacji, a zeznania kobiety to stek bzdur. Ofiara opowiadała o napadzie bez większych emocji, za to denerwowała się kiedy kazano jej dokładnie opisać sprawcę. W końcu spójność opowieści pękła jak bańka mydlana. I zrozpaczona kobieta wyznała, że niedawno otrzymała, zupełnie legalnie, ale niespodziewanie, kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wystarczyły dwa dni ,,drobnych zakupów'' i wyczyściła konto do dna. Przestraszona, co powie mąż, postanowiła sfingować napad. No i teraz zakupoholiczce za składanie fałszywych zeznań grozi do trzech lat więzienia.
Zielona Góra. Przepuściła 60 tysięcy na zakupach, a policjantom wciskała, że została napadnięta
2018-01-09
15:18
Młoda zielonogórzanka zgłosiła policji napad. Bandyta miał zrabować jej torebkę w której było prawie 60 tys. zł. Na miejsce wyruszyła ekipa śledcza, która jednak szybko ustaliła, że zeznania kobiety to lipa, a ,,ofiara'' całą forsę przepuściła na zakupach.