To miały być radosne, rodzinne wakacje. Markowscy planowali spędzić je w gospodarstwie agroturystycznym w Grzybowie pod Kołobrzegiem. Był 30 lipca, do celu mieli ledwie 50 km, gdy ich auto zderzyło się z innym samochodem. Obrażenia Natalii były największe. Dziewczyna umiera po 40 minutach reanimacji.
- Byłam w szoku, wtedy liczyła się dla mnie tylko walka o córkę. Do końca wierzyłam, że ona będzie żyć. W samochodzie był też nasz szczeniak, którego mieliśmy od marca i którego uwielbiała Natalka. Suczka Diuna była mocno poturbowana, prosiłam, by ktoś ją wziął, ale wydawało mi się, że nikt na moje wołanie nie reaguje. Na szczęście się myliłam - mówi dziś Elżbieta Markowska (42 l.), mama zmarłej Natalii.
Diunę przygarnął Michał Chojnacki z Kołobrzegu
Psem zaopiekował się Michał Chojnacki z Kołobrzegu. Kiedy szczeniak był już w pełni sił, mężczyzna dotarł do przyjaciół Markowskich i to im oddał Diunę.
- Wiem, może wielu pomyśli, co tam pies w obliczu takiej tragedii, ale przyznam, że kiedy już po powrocie do domu, po pogrzebie Natalki, dowiedzieliśmy się, że Diuna jest u naszych przyjaciół, byliśmy wzruszeni - dodaje pani Elżbieta.
- Gdy Diuna do nas dotarła, wróciła do nas część ukochanej córki. Ona przepadała za tym szczeniakiem, o takim marzyła i kiedy to marzenie jej spełniliśmy, nie rozstawała się z Diuną na moment. Dzięki Diunie odżywają najwspanialsze wspomnienia o naszej córce. Do końca życia będziemy wdzięczni panu Michałowi za to, że zaopiekował się naszym psem.