Pod troskliwym okiem rodziny Maciej Zientarski dochodzi do formy i cieszy się życiem. Prokuratorzy nie będą go niepokoili ani przed świętami, ani przed sylwestrem. W styczniu lekarze orzekną, czy znany dziennikarz motoryzacyjny - sprawca wypadku, w którym zginął nasz redakcyjny kolega Jarek Zabiega (30 l.), będzie mógł zostać przesłuchany i uczestniczyć w śledztwie.
Tragiczne wydarzenia z 27 lutego br. zapewne powoli odchodzą w niepamięć Macieja Zientarskiego. Dochodzi do zdrowia, zdaje się tryskać energią i radością życia. Rozmawia przez telefon, śmieje się, pije herbatę, tuli się do najbliższych. Widać wyraźnie, że z każdym dniem stan jego zdrowia poprawia się. Ciągle jeszcze nie został przesłuchany w sprawie wypadku, do którego doprowadził. - W styczniu przyszłego roku prokuratura zleci ponowne badanie Macieja Z. Biegły lekarz określi, czy jego stan zdrowia umożliwi udział w postępowaniu - mówi nam rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mateusz Martyniuk.
Śledztwo w tej sprawie zawieszono, gdy we wrześniu biegli uznali, że stan zdrowia Macieja Zientarskiego nie pozwala mu składać wyjaśnień. Nieoficjalnie mówi się, że nie pamięta okoliczności tragedii, do której doprowadził.
Dotychczasowe śledztwo wykazało, że to Maciej Zientarski siedział za kierownicą pożyczonego czerwonego ferrari modena. Auto pędziło warszawską ul. Puławską w stronę Piaseczna. Bolid uderzył w wiadukt i stanął w płomieniach. Kierowcę i pasażera wyrzuciło na zewnątrz. Nasz redakcyjny kolega zginął na miejscu. Maciej Zientarski odniósł ciężkie obrażenia, miał m.in. złamany kręgosłup i był poważnie poparzony. Jednak bardzo szybko zaczął powracać do formy. Stan jego zdrowia poprawił się na tyle, że już we wrześniu zaczął rozglądać się za nowym... autem! Dziennikarza można było też spotkać na spacerze i w stołecznych restauracjach, gdzie z wilczym apetytem pałaszował potężne porcje. Nie był jeszcze w prokuraturze. Nie wiemy, czy był na grobie Jarka...