Bo tak, to po Vancouver mielibyśmy tych krążków trzynaście i do następnych igrzysk nie wiedzielibyśmy pech to czy na szczęście. A tak, nie ma problemu - mądrzył się szwagier.
A więc vivat łyżwiarki szybkie! Ale oczywiście wiwaty też dla Adama Małysza i Justyny Kowalczyk - naszej najlepszej na świecie. I tu pora na drugie podziękowanie, za uratowanie Justyny przed "pechem Adama Małysza". Bo nasz Adam Wielki złota igrzysk nie miał nigdy. I blisko było, żeby też Kowalczyk srebrną tylko wielkością błyszczała. Ale tu zadziałał jej trener Aleksander Wierietielny. Wiedział, że lepiej już swojej biegaczki nie wytrenuje. Ale jej psychikę może wspomóc. I zmontował wielki spektakl medialny Kowalczyk kontra Bjoergen. Sugerując, że Norweżka wspomagana "jakoś" jest nie do pokonania. Justyna mu nie uwierzyła. I wygrała 30 km. A to pech cwaniaka Wierietielnego... Państwo widzieli. Vivat!